poniedziałek, 31 marca 2014

Wróciłam :)



Norwegia "okiem" mojego aparatu


 
Ponad tydzień temu pisałam Wam, że wybieram się do Norwegii. Do męża, który aktualnie tam pracuje. Spędziłam tam całe siedem dni, w tym urodziny swoje i męża, które obchodzimy jednego dnia. Zdjęcia pokazywałam już na FB bloga, ale nie wszyscy zapewne je widzieli. Także miłego oglądania :)














  Podoba się Wam Norwegia ze zdjęć?
Byliście tam?




piątek, 28 marca 2014

Dziś o brzozie... nie, nie smoleńskiej ;) - nordyckiej




Norweska pielęgnacja dłoni
Nordic Birch Hand Cream - Urtekram



Powoli moje kremowe zapasy topnieją. Kosmetyków do pielęgnacji dłoni zostało mi już tylko dwa. Cieszy mnie to ogromnie ponieważ za jakiś czas będzie można poszaleć na zakupach i znów uzupełnić zapasy. Krem ten mąż przywiózł mi ze Szwecji 
(wraz z innymi kosmetykami, o których pisałam dosyć dawno). Jak się sprawował (oczywiście krem, nie mąż hihi), można przeczytać niżej. Zapraszam.






 
Opis producenta:




Skład:
Aqua, Butyrospermum Parkii Butter*, Prunus Amygdalus Dulcis Oil*, Betula Alba Leaf Extract*, Glycerin**, Polyglyceryl-3 Dicitrate/Stearate, Glyceryl Stearate Se, Cetyl Alcohol, Oenothera Biennis Oil*, Zea Mays Starch*, Lysolecithin, Glyceryl Caprylate, Zinc Ricinoleate, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Bentonite, Xanthan Gum, Citric Acid, Perfum, Citral, Citronellol, Limonene, Linalool, Geraniol, Magnolia Officinalis Bark Extract, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene
* = ingredient from Organic Farming
** = made using organic ingredients 



Działanie/Opinia: Krem z zapasów wyciągnęłam już jakiś czas temu, jeszcze w okresie zimowym. Dzięki temu mogłam przetestować go gdy skóra potrzebuje silniejszej pielęgnacji, jak i w okresie zdecydowanie korzystniejszym dla naszych dłoni. Wydawało mi się, że na okres wiosenny krem będzie za ciężki. Na szczęście pomyliłam się. Nadaje się na każdą porę roku. Jedynie zapach może wydawać się za bardzo intensywny na wiosenno-letni czas. Ja ten minus mogę mu na szczęście darować. Kosmetyk bardzo łatwo wydobyć z opakowania. Miękka tuba ułatwia to nawet gdy kremu jest już niewiele. Można wtedy bez problemu ją zgiąć czy zwinąć. Aplikacja jest bardzo przyjemna. Krem bardzo szybko wchłania się w skórę, nawet jeśli wydobędziemy go za dużo. Skóra niemal natychmiast staje się bardziej miękka, gładka i delikatna. Stan ten utrzymuje się nawet jeszcze jakiś czas po umyciu dłoni. Na rękach cały czas czujemy ten krem, mimo że wchłania się całkowicie, pozostawia delikatną warstwę. O dziwo nie jest ona ani lepka, ani tłusta, a dłonie nie są śliskie. Po prostu takie mam po nim wrażenie. Żadnych negatywnych wrażeń nie zaobserwowałam. Krem nie uczulił, nie podrażnił, ani nie powodował ściągnięcia skóry. 






Opakowanie: Kosmetyk znajduje się w miękkiej tubie. Opakowanie stawiamy na zamknięciu typu klik. Działa ono bezproblemowo. Zatrzask nie zacina się, nie urywa. Korek jest w kolorze białym, z wgłębieniem na palec. Tubka jest w przyjemnym dla oka kolorze ciemnego różu. Napisy (w kolorze białym) nadrukowane na opakowaniu. Nie ścierają się. Tubka jest cała zapisana, zarówno przód, jak i tył. Znajdziemy tu informacje producenta o produkcie, skład, pojemność, dane producenta, datę ważności. 

Zapach: Hmmm, krem ma dosyć specyficzny i intensywny zapach. Nie wszystkim przypadłby do gustu. Czuć go jeszcze długo 
po zaaplikowaniu na skórę. Pachnie jak... drzewo.

Konsystencja: Krem jest dosyć gęsty, w kolorze waniliowym. Miękki, bardzo szybko się wchłania, nawet jeśli przesadzimy 
z ilością.







Pojemność: 75ml
Cena: prezent
Dostępność: krem kupiony w Szwecji, dostępny jest zapewne w całej Skandynawii. 




Jakich macie kremowych ulubieńców?




 


wtorek, 25 marca 2014

Włosy z wężowym efektem



Brazylijska pielęgnacja włosów
Krem nawilżający Snake Oil Effect - Lorys


Maskę-krem Lorys kupiłam praktycznie w ciemno. Wcześniej nie wiedziałam nawet o jej istnieniu. Do zakupu zachęciło mnie opakowanie, a właściwie wężowy nadruk na nim, no i oczywiście opis. Moje włosy są bardzo wymagające. Przez długi czas były rozjaśniane, co spowodowało ich przesuszenie. Teraz staram się z całych sił naprawić błędy młodości. W ruch poszło mycie metodą OMO, olejowanie i częste używanie masek. Włosy dużo na tym zyskały, nie są już tak tragicznie suche jak przed rokiem. Aż żałuję, że nie zrobiłam wtedy zdjęć samym włosom, miałabym świetny materiał na włosowy wpis. Włosy w dalszym ciągu wymagają troskliwej pielęgnacji, czego staram się im dostarczyć. Przykładem tego jest świetnie spisująca się maska kupiona właściwie 
za grosze. Aaa, zapomniałabym dodać. Nieźle się ubawiłam czytając niektóre recenzje tuż po zakupie tej maski. Otóż wyobraźcie sobie, że w wielu z nich dziewczyny twierdziły, że kosmetyk zawiera olej z węża. Widać, że czytanie ze zrozumieniem nadal boli. Za słowami  Snake Oil znajduje się wiele mówiące słowo Effect. Pozostawiam to bez dalszego komentarza, a Was zapraszam 
w końcu na recenzję.

  



Opis producenta:
Krem Nawilżający Lorys Snake Oil Effect został specjalnie opracowany, aby chronić, odżywić i przywrócić pierwotne cechy włosom zniszczonym przez stosowanie produktów chemicznych.
Sposób użycia: Do codziennego stosowania. Nanieść Krem Nawilżający Lorys Snake Oil Effect na wilgotne włosy i masować na całej długości włosa od nasady do końca, przede wszystkim na końcówkach, przez około 2 minuty. Dokładnie spłukać. Przy aplikacji kremu z zastosowaniem czepka termicznego, nałożyć krem unikając kontaktu ze skórą głowy i zostawiając na około 15 minut. Dokładnie spłukać i wysuszyć włosy jak zwykle.


 
Skład:
 Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Parfum Fragrance*, CI 19140 (Yellow 5), Polyquaternium-7, Cyclomethicone, Disodium EDTA, Methylisothiazolinone and Methylchloroisothiazolinone, Citric Acid.
*Parfum (Fragrance): Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Limonene, Linalool.






Działanie/Opinia: Maskę (czy raczej krem, jak napisał producent) kupiłam podczas zakupów w Auchan. Do koszyka wpadły 
mi jeszcze dwie - Gloria i Romantic. Dwie ostatnie czekają na swoją kolej. Maskę używałam na dwa sposoby. Jako odżywkę zaraz po umyciu, trzymając ją na włosach kilka chwil oraz jako maskę przez 20-40min. Pierwszy sposób nie bardzo przypodobał się moim włosom. Miałam wrażenie, że oprócz ułatwienia w rozczesywaniu, nic więcej nie robiła. Natomiast wydłużenie czasu o kilkanaście minut dawało zupełnie inne efekty. Bardzo dobre efekty. Moje włosy polubiły dłuższy kontakt z maską. Oprócz wspomnianego lepszego rozczesywania zyskały sporo blasku. Stały się sypkie i zdrowsze. Dużo lepiej się układały, zwłaszcza wymagające podcięcia podniszczone i delikatnie wysuszone końcówki. Maska wygładziła je, nie wyglądają po niej na postrzępione. 
Jest to jedynie efekt wizualny bo podcięcia wymagają w dalszym ciągu. Mam wrażenie, że włosy wyglądają jakbym delikatnie 
je wyprostowała prostownicą, a jednocześnie nie wydają się oblepione silikonami. Już chyba dobry rok nie używałam prostownicy. Natomiast nie potrafię rozstać się z suszarką. Ale wracając do maski. Włosy są po niej dociążone, ale nie przeciążone. 
Nie powoduje oklapu. Minusów nie zauważyłam. Nie spodziewałam się po niej aż takich efektów. Bardzo ją za to polubiłam. 
Będąc następnym razem w Auchan nie omieszkam kupić innych wersji.

Opakowanie: Plastikowy słoik z dużym odkręcanym wieczkiem ułatwiającym wydostanie kosmetyku do samego końca. 
Na opakowaniu znajduje się osłonka niezbyt fortunnie założona, gdyż miejscami uległa zmarszczeniu. Przód i tył jest przezroczysty, dzięki czemu widać ile kosmetyku zostało. Całość zadrukowana jest niezbędnymi informacjami - opis produktu, sposób używania, skład, pojemność, dane producenta, data ważności.

Zapach: Kosmetyk pachnie odrobinę fryzjersko. Zapach nie jest nachalny, na włosach nie utrzymuje się.

Konsystencja: Maska-krem jest w kolorze żółto-waniliowym o konsystencji puszystego budyniu. 








Pojemność: 450g
Cena: ok. 6zł
Dostępność: Auchan, internet.





Znacie maski Lorys?
Jaką maskę Wasze włosy najbardziej polubiły? 
   


sobota, 22 marca 2014

Lecęęęę bo chcę...



A na swoje usprawiedliwienie mam...



Kochani, przez tydzień mnie nie będzie. Wpisy będą pojawiły się automatycznie (o ile jaśnie pan blogger pozwoli). 
Na komentarze odpowiem po powrocie do domu. Jeśli ktoś potrzebowałby pilnie się ze mną skontaktować (bo np. się stęskni hihihi) można "łapać" mnie mailowo - msstel@wp.pl lub przez Facebooka.
A poleciałam sobie do Norwegii, do męża, który tam pracuje. Wracam w następną sobotę (29 marca).
Trzymajcie się i do zobaczenia na blogach po moim powrocie :)







czwartek, 20 marca 2014

Malinowa twarz




Maska kolagenowa z malinami
Purederm


Wiosna, czas porządków. Nastał i czas na rozprawienie się z zapasami maseczkowymi, które w pokaźnych ilościach zalegają 
w moim organizerze. Całe szczęście jest już ich dużo mniej, niż wtedy, gdy pojawił się ten wpis. Walczę z nimi ostro, aby znów 
za jakiś czas uzupełnić zapasy. W tej notce rozprawiam się z Malinową maską kolagenową  koreańskiej firmy Adwin. 
Zapraszam na wpis o niej.





Opis producenta:
Maska Kolagenowa z malinami
- Maska efektywnie regenerująca w saszetce.
- Opakowanie wykonane ze składników 100% naturalnych.
- Ekstrakt z Malin wysoce odżywia skórę oraz intensywnie nawilża.
- Witamina E i Kolagen zapobiegają starzeniu się skóry oraz rozświetlają skórę.   


 
Skład:
Water (Aqua), Glycerin, PEG/PPG-17/6 Copolymer, Erythritol, Xanthan Gum, Rubus Coreanus Fruit Extract, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Phyto Collagen, Allantoin, PEG-14M, Tocopheryl Acetate, Dipotassium Glycyrrhizate, Disodium EDTA, Chlorphenesin, Methylparaben, Phenoxyethanol,  Fragrance (Parfum).





Działanie/Opinia: To mój pierwszy raz z maseczką w płacie. Tak szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Całe szczęście maseczka i jej działanie dają się lubić. Na początku zaskoczyło mnie to, że płat aż tak jest nasączony. Wydawało mi się, że jest tego za dużo i płyn będzie uciekał z twarzy. Nic bardziej mylnego. Podczas dwudziestominutowej aplikacji cały czas siedziałam, a spod maseczki nic nie wyciekało. Po wyjęciu płata z opakowania unosił się bardzo smakowity zapach malin, który towarzyszył mi przez całą "operację". Do zarzucenia mam jedynie to, że płat był odrobinę za duży do mojej twarzy, musiałam go delikatnie bokami zakładać warstwa na warstwę. Pierwsze uczucie jakie się pojawiło, to niemal natychmiastowe napięcie twarzy. Po zdjęciu jej z twarzy pozostaje delikatna warstwa, którą można zostawić do wyschnięcia (wchłonięcia się) 
lub zetrzeć. Ja po pięciu minutach starłam. Efekt, jaki zobaczyłam w pełni mnie zadowolił. Skóra, oprócz napięcia, była rozjaśniona, delikatna i miękka. Świetnie sprawdziłaby się przed jakimś ważnym wyjściem. Pierwszy raz z taką formą pielęgnacji uważam 
za udany. Gdy wykończę moje maseczkowe zapasy, na pewno jeszcze kilka płatów zagości u mnie.






Opakowanie: Dosyć sporych rozmiarów saszetka stylizowana na słoik. Z przodu widnieją smakowicie wyglądające maliny i jeżyny. Dodatkowo znajdują się tu opisy produktu w dwóch językach - koreańskim i angielskim. Z tyłu znajdziemy naklejkę z informacjami 
w języku polskim. Ponadto na opakowaniu odnajdziemy pozostałe niezbędne dane - skład, datę ważności, producenta.

Zapach: Maseczka ma zapach świeżych malin. Nie wyczuwam ani sztucznych, ani chemicznych nut. Ten przyjemny aromat wyczuwalny jest podczas całego maseczkowania, a nawet już po zdjęciu płata z twarzy.

Konsystencja: Dosyć cienki płat obficie nasączony składnikami aktywnymi. Na szczęście nie wyciekają spod maseczki. 








Pojemność: 1 płat
Cena: ok. 4zł w promocji
Dostępność: Hebe, internet.





Lubicie maseczki w płatach?


 
   

poniedziałek, 17 marca 2014

Essie - pierwsze spotkanie



Essie - Bikini So Teeny



Lakier ten jakiś czas temu wygrałam w rozdaniu. Uwierzycie, że mając Essie w domu, dopiero niedawno pomalowałam nim pierwszy raz paznokcie? Sama nie wiem, na co ja czekałam? No nic, najważniejsze, że w końcu go użyłam. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Lakier (bez odprysków) utrzymał się cztery dni. Przypominam, że moje paznokcie są bardzo specyficzne. Żaden wcześniej stosowany przeze mnie lakier nie utrzymał się na nich dłużej niż 3 dni. Obojętnie czy użyłam baz i topów, nie wpływało to na wydłużenie trwałości. Czwartego dnia, gdy patrzyłam nadal na ten sam lakier na paznokciach, moja radość była ogromna. Niestety pod koniec dnia pojawił się z boku mały odprysk. Nie czekając długo, postanowiłam na lakier położyć warstwę lakieru Golden Rose Jolly Jewels o numerze 120. To z kolei przedłużyło trwałość całego mani o kolejne dwa dni.
Ale koniec gadania, zapraszam na zdjęcia. Uprzedzam, że będzie ich sporo. Miłego oglądania.



  

 Buteleczka dosyć duża, prostokątna, o pojemności 13,5ml.
Jest to lakier o numerze 219A Bikini So Teeny. 
Pędzelek szeroki, troszkę mi zajęło przyzwyczajenie się do niego. 
Na paznokciach mam dwie warstwy lakieru Essie i jedną warstwę Golden Rose.













A tak prezentuje się lakier Essie pokryty jedną warstwą lakieru Golden Rose JJ.
Na palcu wskazującym na poniższym zdjęciu widać z boku pierwszy odprysk.









I jak Wam się podoba i Essie i JJ?
Znacie te lakiery? 




piątek, 14 marca 2014

Demakijaż wg Lirene




Mleczko oczyszczające do demakijażu twarzy i oczu
Lirene 




Był czas, że non stop używałam mleczek do demakijaż, a właściwie jednego mleczka - ogórkowej Ziaji. Potem zaczęłam stosować micele - BeBeauty, Bourjois, Ziaja, by znów powrócić do mleczek. No cóż, kobieta zmienną jest :) Takim oto sposobem w mojej łazience zagościło Mleczko oczyszczające do demakijażu twarzy i oczu Lirene. Zapraszam więc na "kilka" słów o nim.







Opis producenta:
Mleczko oczyszczające 
do demakijażu twarzy i oczu
To właściwy kosmetyk dla każdego rodzaju cery, która wymaga dokładnego oczyszczenia i działania pielęgnacyjnego. Mleczko niezwykle skutecznie usuwa makijaż i wszelkie zanieczyszczenia. Intensywnie odżywia i nawilża, przywracając skórę do stanu równowagi hydrolipidowej oraz czyni ją gładką i pełną blasku. odpowiednie dla skóry w każdym wieku.
Jak działa?
Dzięki zawartości ekstraktu z lipy, mleczko działa kojąco oraz poprawia kondycję skóry. W połączeniu z ekstraktem z arniki górskiej i witaminą E wyrównuje koloryt cery, wzmacniając i uszczelniając naczynia krwionośne. Olejek migdałowy odbudowuje barierę lipidową naskórka, odżywia i chroni przed niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi. Alantoina oraz D-pantenol wygładzają, nawilżają i łagodzą podrażnienia.




Skład:
Aqua, Paraffinum Liquidum, Ceteareth-20, Butylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, Carbomer, Triethanolamine, Tocopheryl Acetate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond0 Oil, Ethoxydiglycol, Panthenol, Allantoin, Disodium EDTA, Propylene Glycol, Tilia Cordata (Linden) Extract, Amica Montana (Amica) Flower Extract, Glucose, Lactic Acid, Phenoxyethanol, Methylparaben, DMDM Hydantoin, Propylparaben, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Alpha-Isomethyl Ionone.


 



Działanie/Opinia: Mleczko Lirene bardzo dobrze radzi sobie z makijażem. Bez problemu zmywa zarówno podkład, jak i tusz do rzęs czy cienie. Nie zdarzyło się żeby po jego użyciu zostało mi coś na twarzy. Kosmetyk jest wyjątkowo łagodny. Nie szczypie i nie podrażnia oczu. Kosmetyk używam jako pierwszy etap demakijażu. Po nim zawsze przemywam twarz żelem (aktualnie na zmianę Yves Rocher z żelem peelingującym BeBeauty). Mleczko nie wysusza mnie, nie ściąga skóry. Nie zauważyłam żeby na twarzy pojawiały się po nim jakieś niespodzianki. Jak dla mnie jest to bardzo łagodny i delikatny kosmetyk do demakijażu. Kiedyś na pewno do niego wrócę, a póki co jako zastępstwo zakupiłam Orzeźwiające mleczko oczyszczające L'Oreal w promocyjnej cenie 10.99zł. Żal było nie brać ;)







Opakowanie: Biała cienka plastikowa butelka, delikatnie szersza u góry, a zwężająca się ku dołowi. Dopasowana do dłoni idealnie. Tył i przód oklejone są białymi naklejkami, które nie odklejają się. Przez cały czas użytkowania pozostają na swoim miejscu. Szata graficzna utrzymana w kolorach czerni, bieli i fioletu. Z tyłu znajdują się informacje o produkcie - opis, sposób używania, skład, pojemność i dane producenta. Na spodzie znajduje się nadrukowana data ważności. Buteleczka posiada zamknięcie typu klik, które działa bez zarzutu, nie zacina się, nie urywa. Przed opakowanie znajduje się wgłębienie długości kciuka, idealne do bezproblemowego otwarcia.

Zapach: Bardzo ładny, delikatny, na skórze przez jakiś czas wyczuwalny. Ulatnia się po kilkunastu minutach.

Konsystencja: Kremowa, średnio gęsta, nie jest tłusta za co ma u mnie duży plus. W kolorze białym.








Pojemność: 200ml
Cena: ok. 10-12zł
Dostępność: drogerie, sklepy, internet.




Do demakijażu wolicie micele czy mleczka?
Jakie są Wasze ulubione? 



poniedziałek, 10 marca 2014

Maślana Farmona



Farmona Tutti Frutti
Masło do ciała - liczi i rambutan



Wspominałam kilka razy na łamach bloga, że moja skóra jest dosyć wymagająca, a dokładniej skóra nóg. Bardzo szybko się przesusza i to, co sprawdza się na wyższych partiach ciała, zwykle nie jest wystarczające dla nóg. Szukam zatem złotego środka. Czy go znalazłam w masełku Farmony? Zapraszam do dalszej części wpisu.





Opis producenta:
Gęste masło do ciała o wyjątkowych właściwościach pielęgnacyjnych oraz fascynującym zapachu dojrzałego liczi i soczyście świeżego rambutanu.
Tropikalne szaleństwo, które wyzwala zmysły!
Niezwykle słodkie liczi, to symbol i ulubiony owoc chińskich cesarzy z dynastii Ming. Połączone z soczystym, rześkim rambutanem z Malezji nadaje skórze niespotykany, fascynujący aromat upojnej, letniej zabawy.
Dzięki zawartości masła Karite głęboko nawilża, odżywia i ujędrnia, sprawiając że skóra staje się zachwycająco miękka, delikatna 
i jedwabiście gładka. Zatopione w maśle czarne drobinki doskonale masują ciało.


 
Skład:
Aqua (Water), Butyrospermum  Parkii (Shea) Butter, Ethylhexyl Stearate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Glycerin, Glyceryl Stearate, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyltaurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Cera Alba (Beeswax), Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Dimethicone, Parfum (Fragrance), Simmondsia Chinensis (Jojoba) Butter, Hydrogenated Jojoba Oil, Iron Oxides, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, 2-Bromo-2Nitropropane-1,3-Diol, BHA, Geraniol, Citronellol, Limonene, E150c, CI16255.





 
Działanie/Opinia: Pewnie i u Was skóra zimą potrzebuje "cięższej" pielęgnacji. Tak też jest i u mnie. Widoczne jest to głównie 
na nogach, gdzie skóra dużo częściej ulega przesuszeniu. Masło Farmony czekało więc na okres zimowy. Chciałam je przetestować w naprawdę wymagających warunkach. Zwykle jest tak, że przy wszelkich mleczkach, balsamach czy masłach skórę nóg muszę nawilżać i odżywiać dwa razy dziennie. Masło Tutti Frutti bardzo szybko sobie z tym poradziło. Kilka pierwszych razy smarowałam skórę dwa razy dziennie. Po kilku dniach było już to niepotrzebne. Skóra nóg nie przesuszała się i nie wymagała dodatkowej pielęgnacji. Kosmetyk bardzo dobrze rozprowadzał się na ciele, czarne kuleczki pod wpływem tarcia szybko ulegały rozpuszczeniu. Niedokładne rozsmarowanie skutkowało niestety czarnymi smugami, które mogły brudzić ubranie. Duży plus za utrzymywanie się zapachu na ciele. Bardzo lubię, gdy ładny aromat nie ulatnia się po chwili. Masło Farmony na ciele pozostawia delikatny film, który na szczęście nie jest tłusty. Masło to automatycznie wpisało się do grona moich ulubieńców. Ciekawi mnie, czy inne wersje zapachowe również spisałyby się tak dobrze.  

Opakowanie: Okrągłe, dosyć niskie plastikowe opakowanie. Pod czarną nakrętką znajduje się sreberko zabezpieczające kosmetyk przed macaczami. Na przezroczystym słoiczku znajdują się dwie naklejki z wszelkimi niezbędnymi informacjami o produkcie - opis, skład, pojemność, data ważności, dane producenta. 

Zapach: Egzotyczny, ale bardzo przyjemny. Bez chemicznych nut. Na ciele utrzymuje się jakiś czas po aplikacji.

Konsystencja: Dosyć gęste, ale lekkie masło w kolorze delikatnego różu. W masie zanurzone są małe czarne kuleczki, które pod wpływem rozcierania rozpuszczają się.






Pojemność: 275ml
Cena: 13zł (na stronie Farmony)
Dostępność: drogerie, sklepy, internet.




Lubicie kosmetyki Farmony Tutti Frutti?
  

 

piątek, 7 marca 2014

Nowe, nowe, nowe...



Zakupy, wygrane


Luty był miesiącem, w którym bardzo niewiele kosmetyków kupiłam. Sama nie wiem jak mi się to udało. Chociaż pieniężnie tak mało już nie wyszło. No cóż. Najważniejsze jednak, że znów nie zarzuciłam łazienki zapasami. Marzec będzie niestety wyglądał już zupełnie inaczej. Razem z siostrą zamówiłyśmy trochę rzeczy ze sklepu internetowego, a to dopiero początek miesiąca ;)
Oto całe moje lutowe zakupy:


- Sleek Line - Maska do włosów z jedwabiem - 26zł
- The Body shop - Honeymania - Kremowy peeling - 35zł
- LomiLomi - Aloesowa maska do twarzy - 5zł





Udało mi się wygrać na FB Kosmetyczne przemyślenia Anety  filcową torebkę listonoszkę. Uwierzycie, że byłam nią tak zaaferowana, że dopiero następnego dnia zauważyłam, że w przesyłce były jeszcze maseczki? 

 


Dziś dowiedziałam się, że na blogu Sarinacosmetics wygrałam Staroałtańską maskę do włosów Bania Agafii.


Wszystkie rzeczy bardzo mnie cieszą, a za wygrane ogromnie dziękuję :)




Jak Wasze ostatnie zakupy i przesyłki?
Duże czy raczej skromne?



wtorek, 4 marca 2014

Kolejne zużycia...



Denko z lutego


Ten miesiąc zdecydowanie nie służył zużywaniu przeze mnie kosmetyków. Ogromnie nad tym ubolewam bo półki w łazience 
nadal założone kosmetykami, nie ma gdzie wstawiać kolejnych ;) Niemniej jednak coś tam zużyłam. Cieszy mnie ogromnie 
to, że saszetek trochę poleciało do kosza. 



Tak prezentują się moje lutowe zużycia:





Włosy:

- Ziaja - Szampon intensywnie wygładzający 
Już kiedyś pisałam, ale powtórzę - nigdy więcej szamponów o pojemności 400ml.
Zużywałam go i zużywałam. Mył dobrze, szkody nie robił. Dobry produkt. 
- Marion - Serum termoochronne 
Teraz kupiłam mgiełkę Marion, taka aplikacja bardziej mi odpowiada. Serum potrafi zostawić trudne
do zmycia tłuste ślady na rekach. 
- Schwarzkopf - Odżywka, Marrakesh oil&Coconut 
Używałam jej jako pierwsze O w metodzie OMO.
Kupiona w CnD w Rossmannie, drugie opakowanie w toku. 
- Nectar of Nature - Odżywka do włosów, Avokado i masło karite 
Więcej o niej w tym wpisie. 
- Efavit - Olej kokosowy 
Pisałam o nim w tej notce.






Ciało:

- Avon - Woda perfumowana Summer White
Bardzo lubię ten zapach, jest lekki i taki letni.
- Organique - Peeling cukrowy jabłko&rabarbar
Świetny orzeźwiający zapach i bardzo dobre zdzieranie.
Więcej można przeczytać tutaj. 
- AA - Odżywczo-wygładzający krem do stóp
Bubel.
Więcej o nim w tej notce.
- Blue - Zmywacz bezacetonowy
Spisywał się całkiem dobrze.
- Wellness&Beauty - Balsam do ciała, Vanilia&Macadamia
Miniaturka kupiona w Rossmannie. Idealna na wyjazdy do rodziców.
- Uroda - Pomadka pielęgnacyjno-ochronna
Stały bywalec moich denek.
Więcej o niej w tym wpisie.




Saszetki:

- John Masters Organics - Złuszczający żel do twarzy z jojobą i żeń-szeniem
- AnneMarie Börlind - Krem przeciwzmarszczkowy pod oczy
- Lirene - Antycellulitowa maska do ciała
- H&M - Kokosowa maseczka ochronna
Miałam po niej podrażnienie skóry, więc połowa opakowania wylądowała w koszu.
Pisałam o niej tutaj.
- Himalaya - Delikatnie złuszczający morelowy scrub
- Montagne Jeunesse - Odżywcza maseczka czekoladowa
O tej rozpuście dla skóry pisałam w tej notce. 
- Purederm - Maseczka rozswietlająca
Więcej o niej można przeczytać tutaj.
- The Body Shop - Oczyszczająca maseczka z olejem z drzewa herbacianego
Wpis wkrótce :)
- Soraya - Drożdżowa maseczka oczyszczając
 
 
 
 
Znacie któreś z powyższych kosmetyków?
Jak Wasze lutowe denka?